Poszłam, ale tym razem trafiłam, chociaż zwiastun dawał znaki, ze mogę się mylić. Facet (nie)potrzebny od zaraz okazał się być czymś całkiem fajnym. Pomysł wydał mi się abstrakcyjny, ale samo jego przedstawienie i realizacja dość ciekawa. Historia dziewczyny, którą trafia piorun (?!) i która nakrywa faceta na zdradzie zaczyna się jak w tandetnej komedii romantycznej, ale szczerość i realizm kolejnych zdarzeń i dialogów przekonują od razu, że to nie następna bajka o spełnionej miłości. Obraz bez sztuczności osadzony w lekko hipsterskim klimacie. Nie przepadam za Maciąg, ale w roli neurotycznej dziewczyny szukającej gdzieś własnego "ja" była bardzo przekonująca, podobnie Kulig, są sporym atutem tego filmu.
Czasami siedząc na widowni i oglądając nawet najlepszych aktorów czuje się zażenowana i ciężko mi określić konkretnie czym. Czy gra aktorska, czy sztuczność, czy niedopasowanie do roli sprawia że zamiast skupiać się na fabule i innych głównych aspektach filmu próbuje uporać się z zażenowaniem, a tutaj mogłam się skupić na komediowych akcentach, bo wszystko mi współgrało ze sobą. Ogromny plus za zakończenie również zupełnie niesztamapowe. Skłania do refleksji, zwłaszcza takich jak ja kidults'ów ;)
Świetnie dobrana muzyka (tym razem, bez wielkich twórców przez duże "T", a gratulacje dla świetnego doboru niszowych twórców przez Czesława Mozila) i zdjęcia sprawiają, że film po prostu fajnie się ogląda. Piosenka z filmu w wersji Joanny Kulig jest dużo lepsza niż oryginał, ale niestety nie potrafiłam wyszukać jej w wersji z filmu na necie. Polecam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz