Gdzieś ok. marca/kwietnia postanowiłam coś wykombinować na długi weekend majowy i zaczęłam przeszukiwać oferty tanich linii lotniczych. (To przeszukiwać akurat lubię - cel, cena, standard, koniec. Wszystko wiesz.) Na miesiąc przed i to na długi weekend szału nie było, ale wygrzebałam jakieś resztki w postaci Mediolanu za 450 zeta "wte i wewte".
Czarny znalazł jakiś hotel niedaleko metra (B. istotne! Bo to najłatwiejszy i najwygodniejszy środek lokomocji), stacji kolejowej i gotowe!
W Mediolanie byliśmy późnym wieczorem w sobotę. Busem bez problemu dostaliśmy się na Dworzec Główny, skąd metrem zajechaliśmy na wybraną stację.
W niedziele zwiedzaliśmy samo Milano:
Duomo
Piazza del Duomo
Galleria Vittorio Emanuele II
salotto
Podobno najsłynniejsza, najruchliwsza i najbardziej elegancka:
W każdym razie na pewno elegancka:
Obojętnie przejść się nie dało ;)
A to coś na nasze możliwości
Leoncjo da Vinci
La Scala od zewnątrz
XIX - wieczny odpowiednik metra
Kościół San Marco
Castello Sforzesco
Gdzieś w Parco Sempione zaraz przy Castello największy i położony najbliżej śródmieścia
Kościół Santa Maria delle Grazie. Obok znajduje się muzeum, w którym można zobaczyć "Ostatnią Wieczerzę" Leaonarda da Vinci (o ile zarezerwuje się wejście na kilka tygodni przed :)
Kosciół Sant' Ambrogio
Wieczorem Czarny wyniuchał, ze na San Siro AC Milan (jego, rzecz jasna, Mistrzowie Piłki Nożnej) gra z Catanią, więc fajnie by było pójść na mecz. Nie jestem zagorzałą fanką futbolu, dalej nie umiem dostrzec spalonego, a co to strzał z voley'a dowiedziałam się przez przypadek, grając w kalambury. Ale z czystej ciekawości chciałam to przeżyć, więc się zgodziłam. Bilety kupiliśmy bez problemu 2 godziny przed meczem pod stadionem w kasach, tylko za bardzo nie umieliśmy się dogadać do której, a raczej od której można na ten stadion wejść. Bo myśleliśmy że wejście jest tylko do 18.45, po czym o 18.00 skumaliśmy że godzina 18.45, która się wyświetla na telebimach to godzina otwarcia bramek na stadion (taaaa, my doświadczeni kibice...) Niemniej jednak Czarny był tak podniecony, że pod żadnym pozorem nie chciał się już wrócić do hotelu. (A jak byśmy nie zdążyli ?!?!?!). AC Milan - Calcio Catania 4:2. Było co oglądać :D
Lo stadio San Siro (ja się spodziewałam co najmniej Allianz Areny jak w Monachium, a tu?
zwykłe San Siro.)
Drugiego dnia w planach wybraliśmy się do Genui. Genova leży już w regionie Ligurii, niedaleko Portofino.
Kochanka morza jak to niegdyś określił Genuę Petrarka to jeden z najstarszych i największych portów europejskich. I to właśnie port zrobił na mnie tak ogromne wrażenie: statki, stateczki, żaglowce, promy, jachty, tankowce i to pewnie nie jest jeszcze wszystko ;)
Port w Genui
Widok z portu na nadbrzeże
Kamienice przy porcie
Uliczki na Starym mieście
Regione Liguria
Najbardziej charakterystyczna postać - Krzysztof Kolumb
Dwa ostatnie dni poświęciliśmy na wejściówki: Pinacoteca di Brera, La Scala i wszelkiego rodzaju outlety z ciuchami.
Marne światło, marna jakość, ale na żywo robi niesamowite wrażenie
Żyrandole w foyer
Oprócz natężonego planu zwiedzenia, nie obyło się też bez godzinnego pierdzenia w parkowe ławki, trawki czy krzesła w barach z kawą. A pro po kawy, na koniec.
Najpyszniejszy zestaw śniadaniowy: croissant z nutellą i cappuccino. Made in Italy. ;)