czwartek, 16 stycznia 2014

Łupy

W czasie przerwy świątecznej, mając więcej wolnego czasu "w dzień" odkryłam na nowo buszowanie po sklepach w centrum miasta. Ostatnio "na mieście" buszowałam w Cieszynie jakieś dwa lata temu i złowiłam tam wtedy kilka fajnych rzeczy.  Gdzie te czasy kiedy jechałyśmy z mamą na zakupy do "centrum miasta", na 3. maja... Od kiedy zalały nas centra handlowe, które skupiły wszelkie sieciówki, zakupy "na mieście" odeszły w niepamięć. Co jest smutne zarówno pod kątem wymierania centrum miasta, jak i tego, że wszystko nabywam w sieciówkach :/
Okazało się jednak, że sklepikowe centrum całkiem prężnie działa. Wojewódzka zalana przez outlety i butiki wyższej półki, kilka ciekawych sklepów zachęca na Staromiejskiej, 3-go maja ledwo zipie, ale zipie, niedawno otwarty outlet mnie mile zaskoczył. Cóż obawiam się, że chyba nie na długo skoro otwarto nową Galerię w samym centrum.
Są jednak pewne uboczne pozytywne aspekty Galerii. Otwarto w niej Douglasa, więc likwidowany jest Douglas vis-a-vis :D
Rzadko tam kupuję, bo mają nieprzeciętną marżę, ale jak przeceniają wszystko 50% to aż żal nie skorzystać. Długo się nie zastanawiając, we wtorek tam popędziłam. Tłok był niesamowity, a kolejka do kasy wężykiem zakręcała niemalże pod same drzwi, moja determinacja była jednak większa. W końcu muszę sobie jakoś odbić wyjazd na narty, na który nie wyjadę.
Moje łupy:
Przecena ma niesamowitą moc. Bo tak szczerze mówiąc, jakbym zobaczyła na półce krem za 79 zł to pewnie odłożyłabym go z powrotem ze zniesmaczoną miną, ale wiedząc że kosztował 159, łudząc się, że ma magiczne właściwości, to zaświeca się lampka, że to świetna, jedyna i niepowtarzalna okazja, żeby w końcu moją skórę porozpieszczać czymś droższym, a nie tylko firmą NIVEA za 20 zeta! (Chociaż i tak uważam, ze jest najlepsza (w końcu niemiecka;)). Tak złowiłam krem COLLISTAR, potem już nieco zeszłam z tonu: płyn do kąpieli (bo się skończył), kilka lakierów do paznokci (lakierów nigdy dość), maseczka do włosów (bo mi się kończy), podkład (bo stale używam), odżywka do rzęs (bo polecana a moje wypadają) i absolutnie snobistyczny hit, który podbił moje serce:
Brelok z błyszczykami, zawsze ich zapominam, a teraz jak zapomnę, to nie wejdę do domu ;D


Rozochocona nabytkami, przemyślałam jeszcze aspekt perfum, których przecena o 50% też się rzadko zdarza, a perfumów jak lakierów (nigdy dość). Długo nie zwklekając poszłam na haby ponownie w środę. Doświadczenia dnia poprzedniego chyba zmusiły sklep do zastosowania innych metod opanowania tłumów. Kolejka była przed sklepem, jak za PRLu, choćby dawali coś za darmo. Jako, ze byłyśmy w trójkę niczym nie zrażone, odstałyśmy swoje ..naście minut.

Polowałam na ten:
j'ador / Dior (w różowej wersji)


Myślałam jeszcze nad tym:
Yves Saint Lauren/Saharienns

Skończyło się na tym:)
Givenchy/Play



Podsumowując: żadnych wyrzutów sumienia. W końcu zdarza mi się tylko przy przecenie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz