poniedziałek, 4 lutego 2019

Budować czy nie budować oto jest pytanie...

W 2016 pomyśleliśmy, ze fajnie byłoby zmienić urocze małe M2: niedaleko centrum, w pobliżu Doliny, skąd wszędzie blisko, z jednym jedynym, ale jakże wpływowym minusem, który na tyle mocno doskwiera, że pomyśleliśmy o zmianie. Brak balkonu. Niby dorbnostka, niby takie pitu pitu przecież bez balkonu da się żyć. Ja jednak pozostaje 'dzieckiem dworu' i jakbym mogła cały dzień spędzałabym na dworze, od robienia tam prozaicznych czynności relaksacyjnych typu kawa z rana, przez spotkania ze znajomymi, po przykre obowiązki typu praca zdalna. Dlatego brak balkonu to poważna wada. 
Po wstępnym rozeznaniu, paru wycieczkach ze zwiedzaniem, namierzyliśmy jedno mieszkanie ok. 60/70m2 z przepięknym tarasem na 45m2 (obecnie tyle ma nasze mieszkanie O_o) przystępne cenowo, ale dalej od centrum co dało się odczuć czasem dojazdu, bo pojechaliśmy je obejrzeć w godzinach szczytu, co okazało się być dobrym testem. Czy zawsze musi być coś za coś? Albo duży taras albo szybki dojazd do centrum? Właściwie to z czystej przekory zajrzałam na Gratka.pl i zupełnie przypadkiem znalazłam przepiękną działkę w przystępnej cenie i świetnej lokalizacji. 
Stanęliśmy przed dylematem: większe mieszkanie z tarasem czy może jednak działka i trochę poczekamy, ale dom z ogródkiem.
Zrobiliśmy więc na szybko rachunek sumienia, który podsumowywał nasze potrzeby. 

W mieszkaniu:
- zawsze masz za ścianą sąsiadów co wiąże się z pewnym ograniczeniem prywatności, chociażby na tarasie, nigdy nie wiesz na kogo trafisz, jak trafisz dobrze to wygrałeś życie ;)
- nie masz takiej swobody w projektowaniu wnętrza i decydowaniu ile pomieszczeń w nim będzie (wg mnie zawsze za mało) 
- biorąc mieszkanie deweloperskie nigdy nie masz pewności jaka będzie jakość jego wykonania, firmę budowlaną wiążą terminy, chcą wybudować jak najszybciej, najniższym kosztem.
- niby bliżej centrum miasta, ale w gruncie rzeczy czas dojazdu podobny jak na działkę.
za to:
- mniejsza powierzchnia sprzątania
- koszty utrzymania niższe
- kredyt nieznacznie mniejszy

Działka:
- dobra lokalizacja w sensie komunikacyjnym, szybki dojazd na drogę szybkiego ruchu / autostradę, połączenia autobusowe, niedaleko na przystanek
- fajna lokalizacja w sensie wizualnym - działka położona na lekkim pagórku, w dalszej linii zabudowy od drogi głównej, w zielonej okolicy
- sąsiedztwo: rozpatrywane już w innym sensie, bo za ścianą głucho ;) dookoła działki łąka, pole, drzewa, domy jednorodzinne
- mamy większy wpływ na jakość użytych materiałów
- TARAS z OGRÓDKIEM! 
ale:
- brak kanalizacji,
- na moment kupna działka była nieuzbrojona, w szutrowej drodze był jedynie pociągnięty wodociąg
- większy kredyt
- wyższe koszty utrzymania
- czas zmiany, a właściwie oczekiwania na wprowadzkę

Taras z ogródkiem i lokalizacja zrobiły jednak swoje, kupiliśmy działkę :D

Czego nie wzięliśmy zupełnie pod uwagę w rozważaniach, a powinniśmy zwłaszcza na naszym śląskim, górniczym terenie to podłoże i geologia. Okazało się, że piaskowe podłoże sprzyja budującym się bo można oszczędzić na piasku przy stawianiu fundamentów, nadmiar piasku można również sprzedać, a może on stanowić ciekawą atrakcję dla najmłodszych.

Warto się zorientować co do sytuacji geologicznej potencjalnej działki, ma to wpływ na fundamenty i późniejszą stabilność budynku, czy np. nie będą pękać nam ściany, albo jak w domu naszej znajomej nie rozejdzie nam się podłoga. Można złożyć wniosek do GIG-u (Główny Instytut Górnictwa), tam wskażą nam czy pod daną działką znajduje się teren wyrobiskowy jakiejś pobliskiej kopalni. Jeśli działka znajduje się na terenie wyrobiskowym, a nawet w jego pobliżu to jest narażona na szkody górnicze. Kategorie terenów górniczych określa pięciostopniowa skala, na terenach objętych I kategorią występują szkody najłagodniejsze, natomiast w przypadku kategorii V w ogóle nie zaleca się wznoszenia obiektów. Więcej informacji o tym co wziąć pod uwagę jeśli chodzi o geologię i podłoże można znaleźć tu i w następnym poście.


wtorek, 29 stycznia 2019

Chłopiec w pasiastej piżamie.

27.01. w rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz-Birkenau ustanowiono Międzynarodowy Dzień Pamięci o ofiarach Holocaustu. Być może z tego właśnie powodu kanał Paramount puścił w niedzielę film Chłopiec w pasiastej piżamie z 2008. W obliczu tego, co dzieje się u nas w kraju i nie tylko w sensie politycznym, polecam obejrzeć. Mocno poruszający. 
Historia niemieckiego chłopca, syna oficera SS Bruna, który razem z rodziną opuszcza Berlin i przyjeżdża na wieś, gdzie jego ojciec został przeniesiony ze względu na obowiązki wojskowe. Chłopiec nie jest z tego faktu zadowolony, w nowym domu nie potrafi znaleźć sobie miejsca, nudzi się, brakuje mu przyjaciół i czuje się samotny. Z okna swojego pokoju widzi dziwną farmę, na której ludzie nie mają zwierząt i całymi dniami chodzą w piżamach... To na tej "farmie" dowódcą jest jego ojciec. Pomimo zakazów by nie oddalać się od domu, natura odkrywcy, doskwierająca nuda i samotność nie pozwala chłopcu usiedzieć w miejscu. Znajduje tajemnicze przejście do lasu, skąd już tylko kawałek dzieli go od farmy i innych dzieci. Tam poznaje Szmula, ośmiolatka zamkniętego za drutem kolczastym i chce się z nim zaprzyjaźnić. Między chłopcami rodzi się przyjacielska, acz zakazana więź. 
Bruno jest w tym filmie symbolem niemieckiego społeczeństwa ogłupionego niemiecką propagandą, który żyje w dysonansie. Jako dziecko ufa ojcu i wierzy w jego dobroć, z drugiej jednak widzi niepokojące zachowania, które napawają go lękiem i zwątpieniem w ideał rodzicielski. W panicznym strachu nie potrafi w kluczowym momencie odważnie przyznać się do przyjaźni z Żydem, czego ostatecznie żałuje i co później determinuje jego poczynania. Końcówka filmu jest już dla osób o mocnych nerwach, polecam mieć przy sobie chusteczkę, a dla matek, takich świeżych, którym jeszcze hormony buzują po porodzie (czyt. np. mnie) to co najmniej paczkę.
Oprócz tego że wzrusza, to również poucza. Sam reżyser deklarował, że nie miał być to film realny, ale ku przestrodze dla następnych pokoleń. Nietylko przypomina o tym do jakiej tragedii ludzkości doprowadziła obsesja jednego szalonego człowieka, który dzięki perfekcyjnej propagandzie, wyzwolił w innych ludziach to, co najgorsze, to podkreśla, że (u)cierpią na niej wszyscy bez wyjątku, łącznie z tymi którym się wydaje, że są lepsi. Czyż to nie bezpośrednia analogia do czasów obecnych w Polsce? Z taką tylko różnicą że w naszym kraju człowiek z obsesją wie, że lepiej działać z tylnego siedzenia, odpowiedzialność mniejsza i jakoś bardziej bezpiecznie się prowadzi...

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Szpilka i jej matrix. Reaktywacja.

Zaczynam pisać po przerwie. Życie zmienia się diametralnie gdy na świecie zjawia się Mały Człowiek i wymaga od Ciebie 110% uwagi. Żeby nie kursować tylko między kuchnią a salonem i może jeszcze sypialnio-bawialnią z krótkimi przerwami na łazienkę, a znaleźć chwilę dla siebie i własnych myśli, postanowiłam, że zacznę znowu pisać.
Krótki update:
- Czarny to już nie ten Czarny. To jest Czarny w wersji NEW, a konkretnie slim i young i zostało ochrzczony Ptysiem, nawet jest już mi przypisany urzędowo.
- Jak we wstępie - pojawił się Nowy Mały Człowiek - Malutka Mysia, byłaby najsłodsza gdyby tylko tak głośno, donośnie i wściekle nie manifestowała swoich potrzeb i humorów, z uwagi na powyższe jest tylko słodka ;)
- Rozpoczęliśmy budowę domu i to równie spore wyzwanie, niemal jak punkt 2.

Generalnie życie na wysokich obrotach ;)

środa, 20 sierpnia 2014

Cukinia z serem ricotta i szynką soprano

Babcia w ogródku ma jej na pęczki. Cukinia, co roku to samo, wciska mi co najmniej dwie tygodniowo, ale ostatnimi czasy nie mam zupełnie głowy żeby ją przyrządzać. Dzisiaj wzięłam się za siebie. Tarta z cukinią, ricottą i szynką soprano.

Składniki:
 
1 cukinia
 
2 ząbki czosnku
 
łyżka masła
 
2 plasterki szynki Soprano
 
1 opakowanie serka ricotta
 
0,5 opakowania śmietankowego serka
do kanapek
 
tymianek, zioła prowansalskie, pieprz i sól
 
1 ciasto francuskie
 
0,5 kulki mozzarelli
 

 
- Tartę wykładam na formę, nakłuwam widelcem i wstawiam do piekarnika na 10 minut, aż się zabrązowi na 200 stopni (góra, dół),
 
- Cukinię kroję obierakiem do warzyw na cieniutkie paski i podsmażam delikatnie na patelni z masłem i czosnkiem,
 
- serki mieszamy ze sobą i z ziołami, wykładami nimi podpieczony i lekko schłodzone ciasto,
 
- na serek kładziemy cukinię i podarte kawałki szynki, całość obsypujemy potartą kulką mozzarelli.
 
- całość wstawiam do piekarnika na 20 minut na 200 stopni.
 


Smacznego!

poniedziałek, 7 lipca 2014

Kalafior w roli głównej.

To kolejny efekt promocji w sklepie. Kalafior aż wołał: kup mnie, kup mnie! ;) Chciałam zrobić zapiekany w beszamelu, ale ostatecznie wyszedł makaron z kalafiorem i szynką schwarzwaldzką.
 
Składniki:
250 gr makaronu (ja użyłam Fusili)
 
połówka średniej cebuli
 
pół główki średniego kalafiora
 
3 plasterki szynki schwarzwaldzkiej
 
3 łyżki oliwy
 
jedna duża łyżka twarożku
 
garść tartej mozzarelli
 
pieprz, sól, Vegetta do smaku
 
 
- Gotuję makaron al dente (ok. 8 minut), i w tym samym czasie kalafior, odpowiednio dłużej, w zależności od wielkości, ja potrzebowałam ok 20-25 minut.
 
 
- Cebulę skrojoną w kostkę podsmażam na łyżce oliwy  i dodaję ugotowany makaron, doprawiając go Vegettą, na osobnej patelni na dwóch łyżkach oliwy podsmażam przez ok. 5 minut rozdrobniony na małe główki kalafior i dodaję pokrojoną w niewielkie paski szynkę.

 
- Podsmażony kalafior z szynką dodaję do makaronu, razem z łyżką twarożku i mieszam. Na koniec  doprawiam solą i pieprzem i posypuję mozzarellą, która po chwili będzie się topić i przywierać do łyżki i tworzyć na makaronie pajęczynę.
 
Gotowe, smacznego! ;)

środa, 28 maja 2014

Risotto ze szparagami i łososiem

Czasami promocja w sklepie potrafi pobudzić wenę twórczą, tak też było i w tym przypadku. Zielone szparagi w cenie promocyjnej w towarzystwie łososia to mój ostatni spontan.
Przepis niestety bez zdjęć... na dwie nieduże porcje.
ryż (1 woreczek)
zielone szparagi (niecały pęczek)
ćwiartka dużej cebuli
pół opakowania wędzonego łososia (całe opakowanie miało ok. 100gr)
dwa nieduże ząbki czosnku
1/3 pęczka natki pietruszki
sok z limonki (cytryny)
oliwa z oliwek
sól, pieprz, Vegeta
*ilości wszystkich składników podane są orientacyjnie, gdyż danie przygotowywałam "na oko", konkretnego przepisu ;)

- Nie mam cierpliwości do ryżu risotto, więc w pierwszej kolejności ugotowałam woreczek ryżu z odrobiną Vegety (w zamian za sól) do smaku.
- W przypadku zielonych szparagów wystarczy odciąć tylko 3-5 cm końcówki, ale moje były dość zgrubiałe więc obierałam je przy końcach i zagotowałam. (ok. 7min)
- Posiekałam cebulę w kostkę i zeszkliłam na dwóch łyżkach oliwy z oliwek, następnie dodałam do niej ugotowany ryż i wymieszałam. Jeśli ryż wyda się zbyt suchy można dodać więcej oliwy, doprawić jeszcze Vegetą. Nie zdejmując ryżu z pieca dodawałam kolejne składniki.
- Łososia rozdrobniłam, posiekałam pietruszkę i dodałam do ryżu, skrapiając dwoma łyżeczkami soku z limetki (można zastąpić go cytryną, ja miałam tylko limetkę)
- Następnie dodałam czosnek, drobno posiekany, bo nie lubię przeciskać go przez praskę.
- Na koniec wrzuciłam pokrojone na 3-4cm’owe kawałki szparagi, doprawiłam solą i pieprzę i wymieszałam.
Wydaje mi się dość istotna kolejność dodawania składników, zapach i smak tego co zostaje dodane na końcu jest bardziej intensywny ;)

Deser truskawkowy a là Tiramisù

Z okazji Dnia Matki dwa lata temu zrobiłam truskawkowy deser z przepisu Make Cooking Easier. W tym roku go jednak nieco zmodyfikowałam i przygotowałam w nieco mniej kalorycznej wersji. Zamiast mascarpone użyłam serka ricotta i dodałam do masy serowej ubite białka.
2 opakowania serka ricotta (w sumie 500gr)
4 jajka
0,5 kg truskawek
paczka okrągłych herbatników
100 gr cukru pudru
3 łyżki cukru
odrobina olejku migdałowego
1 łyżeczka soku z cytryny
- Jedną część truskawek obieramy, blendujemy i z dodatkiem 3 łyżek cukru, kilkoma kroplami olejku migdałowego i łyżeczką soku z cytryny zagotowujemy, a później studzimy.
- Drugą część truskawek obieramy i kroimy w plasterki
- Serek ricotta mieszamy ze 100 gr. cukru. Żółtka oddzielamy od białek, dodajemy do serka i ubijamy. Białka ubijamy osobno na sztywno i dodajemy do masy serowej, ale nie ubijając tylko delikatnie mieszając łyżką.
- Następnie moczymy biszkopty w musie z truskawek i układamy w misce z szerokim dnem, na nie wylewany masę serową, a na niej układamy pokrojone w plastry truskawki.
- Na truskawki układamy kolejną warstwę biszkoptów zanurzonych w musie i wylewamy kolejną warstwę masy serowej, powtarzamy czynność do wyczerpania środków ;)











 


Smacznego!